Nie pytajcie, dlaczego Głębinów, bo nie wiem. Może jakieś mgliste wspomnienia z dzieciństwa. Miejsce dziś okropne, taki prowincjonalny kurort, nadzalewowy, dramat. Ale wiecie, co, to jest sztos, jak człowiek taki złachany drogą, uwalony w błocie i kurzu, powoli paradnym tempem przejeżdża miedzy tymi wszystkimi błyszczącymi samochodami wąsatych tatusiów, ich grubymi dziećmi, zniesmaczonymi mamusiami, roznegliżowanymi panienkami, koniecznie dobrze natłuszczonymi, jak foczki. Tak, to chyba stąd pochodzi to określenie. I tak sobie jedziesz i widzisz te błyski w oczach, u co niektórych facetów i wiesz, że w gardle ich ściska i jedna myśl - dlaczego to nie jestem ja, kurwa, dlaczego? Dla dopełnienia dramy wjechałem jeszcze na obiad do restauracji, a co. Uwalony błotem i kurzem, w moich fantastycznych skrzypiących butach, lekko przepocony, wparadowałem do ogródka i rozłożyłem obóz między tymi wszystkimi wielopokoleniowymi rodzinami. Jadłem niedobry obiad i widziałem jak wszyscy ukradkiem spoglądają na mnie, a ja ich żałowałem, że jedzą to gówniane żarcie i im się to podoba. Wyglądali na zadowolonych.
No comments:
Post a Comment